Moja klasa. Piąta klasa.
„Złota dziesiątka” charakternych, rozgadanych i zawsze
uśmiechniętych buziek.
Klasa, której jestem wychowawczynią zawsze jest dla mnie
szczególna. Nie myślę o moich uczniach inaczej, jak „moje dzieci”. Nie sposób z nimi się nudzić,
więc i tym razem było energetycznie.
A
było tak...
Zaskoczeni wiadomością o zmianie pani wuefistki, dosłownie zasypali
mnie gradem pytań: „A Pani nas nie zostawi? Nie przestanie nas Pania uczyć?
Nie pójdzie Pani na taki urlop, który trwa cały rok?”. Po usłyszeniu słowa „nie”
na każde z pytań, wrócili ze spokojem do analizowania nowego planu lekcji :)
Nawet nie wiedzą, ile znaczy dla mnie ich reakcja…
W końcu to „moje dzieciaki” :)
Ale dużo tych piątoklasistów...
OdpowiedzUsuńZa to oni są dowodem na trafność powiedzenia, że nie liczy się ilość, ale jakość :)
OdpowiedzUsuńW moim sercu też zajmują szczególne miejsce, byli moją ostatnią trzecia klasą... Klasa szczególnie mi bliska również z tego powodu, że chodzi do niej mój ukochany syn.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę komfortu pracy w tak małym zespole. Ja w tym roku dostałam klasę czwartą, dopiero się poznajemy, ale przed nami całe trzy lata wspólnej drogi, mamy czas! :)
OdpowiedzUsuń